- Chcemy, by najbliższy czas stał pod znakiem wielkich cywilizacyjnych projektów, które przesuną nasz kraj w stronę najlepiej rozwiniętych gospodarek Europy. Porządna sieć dróg lokalnych i autostrad, potężna rozbudowa połączeń kolejowych, budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, powstanie rurociągu Baltic Pipe, przekop Mierzei Wiślanej czy modernizacja szkół i szpitali - nie słowa, lecz czyny są i mają być siłą rządu PiS - mówił Premier Mateusz Morawiecki w rozmowie z Gazetą Polską.
Panie Premierze, wprowadził Pan w swoim nowym gabinecie wiele zmian funkcjonalnych - widać gołym okiem, iż rząd jest po prostu inaczej zorganizowany. Czemu te zmiany mają służyć?
- Rząd musi być mądrze zorganizowany i dobrze zarządzany. Tego wymaga powaga państwa i odpowiedzialność przed polskim społeczeństwem. Dwie sprawy były najważniejsze przy zmianach struktury w nowym rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Po pierwsze - jak najlepsza organizacja pracy, sprawność instytucji i wdrożenie programu reform administracji państwowej, a po drugie - pojawiło się dużo nowych wyzwań i zadań, którym musimy sprostać, jeśli chcemy skutecznie odpowiadać na aspiracje Polaków i skutecznie odnajdywać się w ramach unijnych priorytetów.
Jakie wyzwania Pan Premier ma na myśli?
- Na przykład te związane z polityką klimatyczną albo negocjacje kolejnej perspektywy budżetowej w Unii, ale nie tylko. Wielkim wyzwaniem jest też taka przebudowa instytucji państwa, by stały się one maksymalnie efektywne w realizowaniu naszych ambitnych celów gospodarczych.
Już podczas przedstawiania nowego gabinetu Pan Premier bardzo mocno akcentował sprawy związane z polityką klimatyczną. Jak to rozumieć - czy jako komunikat do Unii Europejskiej, czy też należy dostrzegać w tym po prostu ważny polski interes?
- Musimy mieć świadomość jednego -polityka klimatyczna Unii Europejskiej jest w samym rdzeniu polityki gospodarczej. Mogę mieć swoje zdanie na tematy klimatyczne, i mam, ale ostateczny kształt tej polityki zdecyduje o konkurencyjności gospodarek poszczególnych państw unijnych nie na lata, lecz na dekady. A negocjacje w obszarze polityki klimatycznej będą dla nas trudniejsze niż te dotyczące unijnego budżetu.
Dlaczego?
- Dzieje się tak, ponieważ już dziś znamy główne konsekwencje polityki klimatycznej dla gospodarek państw, ale wciąż sama polityka klimatyczna UE ma niejasny status. Raz jest celem unijnej polityki, czasem jest modnym stylem życia, a innym razem światopoglądem podatnym na wpływy ideologiczne. Dla niektórych polityka klimatyczna stała się nową „religią". Próżnię aksjologiczną po osłabnięciu chrześcijaństwa w Europie Zachodniej wypełniła walka z globalnym ociepleniem, która służy dziś za główny argument w polityce gospodarczej czy budżetowej Unii. Jednym słowem - a chcę być precyzyjnie zrozumiany - bez względu na charakter, genezę i nasilenie zainteresowań zmianami środowiska naturalnego, klimat i polityka klimatyczna Unii są realnymi zjawiskami politycznymi i musimy je uwzględnić w swoich działaniach. Bo przecież musimy skutecznie walczyć o interes naszego kraju, o jego bezpieczeństwo energetyczne, ekonomiczny i społeczny wymiar projektowanych zmian. Dlatego chcemy, żeby polityka klimatyczna była sposobem na skok technologiczny w polskiej energetyce. Jeśli drogą do naszej energetycznej samowystarczalności mają być nowe technologie, to należy je wdrażać i wykorzystywać maksymalnie ich potencjał. Ważne, by polityka klimatyczna i zmiany, które państwa będą musiały wprowadzać, były sprawiedliwe i uwzględniały historię oraz specyfikę wszystkich uczestników. I tu przechodzimy do sprawy unijnego funduszu, którego celem ma być wyrównywanie szans. Dziś jego proponowana wysokość jest dalece niewystarczająca. Budżet ten musi dysponować adekwatnymi do problemu środkami. Nie 15 miliardów euro na 7 lat, lecz co najmniej kilka-krotność tej sumy. Walczyliśmy o to intensywnie i efektem tej walki jest zapowiedziany przez szefową KE Ursulę von der Leyen Just Transition Fund na poziomie 100 mld euro. Duża część środków trafi z tego funduszu do Polski.
Pan Premier mówił przed chwilą o tym, iż polityka klimatyczna stała się w znacznej części państw UE czymś w rodzaju nowej religii. Ale czy Polska nie powinna - uwzględniając to zjawisko w walce o swój interes - omijać szerokim łukiem największe szaleństwa, które są elementem tej nowej pseudoreligii? Czy zaproszenie na COP w Katowicach, na poważne dyskusje, nastolatki twierdzącej, iż widzi dwutlenek węgla i porzuciła w związku z tym szkołę, jest dobrym pomysłem? To zaproszenie wystosował minister Michał Kurtyka.
- Pan minister jest świetnym ekspertem od spraw związanych z polityką klimatyczną, sprawdza się podczas negocjacji, dobrze sobie w nich radzi. Jego rola w tych obszarach będzie absolutnie bezcenna. Trwa bowiem gra o wielką stawkę - o niezależność energetyczną 1 konkurencyjność naszej gospodarki, która będzie musiała zmierzyć się z kosztami transformacji energetycznej. Pan minister Kurtyka, po pierwsze, rozumie te negocjacje, a po drugie wie, jaki jest w tej całej sprawie interes Rzeczypospolitej. Dziś polityka gospodarcza ogromnej części świata polega na układaniu się pod politykę klimatyczną. My nie możemy udawać, że tego nie widzimy, tylko musimy się w tej rzeczywistości odnaleźć, bo inaczej będziemy tracić. Powiem więcej - już tracimy na skutek nieumiejętnego i bezrefleksyjnego prowadzenia polityki klimatycznej przez naszych poprzedników, bo musimy walczyć o coś, co mogło być lepiej poukładane. Przecież gdybyśmy nie odkręcili błędów poprzedników, to dziś Polacy płaciliby o kilkadziesiąt procent wyższe rachunki za prąd. I teraz robimy wszystko, by Polska w tym niekorzystnym położeniu - ze względu na nasz miks energetyczny z pozycją dominującą węgla i zaniedbania rządu Platformy - nie była na straconej pozycji, a przeciwnie - była liderem wzrostu gospodarczego w UE.
Powróćmy jeszcze do negocjacji koalicyjnych i tworzenia rządu. Media bardzo dużo pisały o przeciąganiu liny pomiędzy częściami składowymi Zjednoczonej Prawicy, traktując także Pana jako taką część.
- Sam bym się zmartwił, gdybyśmy w ramach obozu Zjednoczonej Prawicy nie widzieli potrzeby negocjacji przy tworzeniu nowego rządu. To absolutnie naturalne i zdrowe, że usiedliśmy do stołu i wymienialiśmy się pomysłami programowymi na drugą kadencję, uwzględniając wynik wyborczy. Natomiast w przeciąganie liny bawiłem się ostatnio latem - z dziećmi na pikniku rodzinnym. Jasne, że inną wrażliwość na pewne kwestie ma Jarosław Go win, inną nieco ludzie z Solidarnej Polski, jeszcze inną politycy Prawa i Sprawiedliwości. Ale to właśnie ten miks sprawia, że możemy naprawiać i modernizować Polskę w wielu kluczowych jej obszarach.
Trudno nie odnieść wrażenia, że ostatecznie każdy z podmiotów dostał po pół ministerstwa więcej, ale wyjęto z tej układanki spółki skarbu państwa.
- Wiem, że media bardzo często potrafią z balonika zrobić zeppelina i szukają napięć, ale muszę państwa rozczarować - ich po prostu nie ma. Po pierwsze, emocje nie były tak gorące, jak sugerowały media, a po drugie - nie dostrzegam zmiany tak zwanego stanu posiadania między koalicjantami w porównaniu choćby do sytuacji sprzed pół roku. Wszystko mamy uzgodnione, umowa koalicyjna podpisana, rozpoczynamy drugi etap wyścigu o lepszą i silniejszą Polskę.
Powiedział Pan Premier o kluczowym znaczeniu polityki klimatycznej. A jakie są inne priorytety rządu na rozpoczętą właśnie kadencję?
- Naszym celem jest polskie państwo dobrobytu. Polska, w której żyje się Rodakom na co dzień godnie i coraz bardziej wygodnie. A nade wszystko - spokojnie. Normalnie. I w obliczu wyzwań, które przed nami, i zjawisk, które wszyscy dostrzegamy, mogę z całą mocą podkreślić: jeszcze nigdy normalność nie była sprawą tak priorytetową, jak jest dzisiaj. Ta normalność, o której wspominałem w expose, to nic innego jak zdolność i chęć państwa polskiego do realizacji najśmielszych, a nie najmniejszych celów. Wchodzimy nie tylko w nową kadencję, lecz także w nową dekadę. Chcemy, by najbliższy czas stał pod znakiem wielkich cywilizacyjnych projektów, które przesuną nasz kraj w stronę najlepiej rozwiniętych gospodarek Europy. Porządna sieć dróg lokalnych i autostrad, potężna rozbudowa połączeń kolejowych, budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego - tu chcemy, żeby za 10 lat do tego zarówno infrastrukturalnego, jak i geograficznego serca Polski każdy mógł dojechać w maksimum trzy godziny, nawet z najodleglejszego regionu Polski. Inne projekty: powstanie rurociągu Baltic Pipe, przekop Mierzei Wiślanej czy modernizacja szkół i szpitali - nie słowa, lecz czyny są i mają być siłą rządu Prawa i Sprawiedliwości. Tak, będziemy dalej modernizować kraj. Mocniej niż przez pierwsze cztery lata. Nie łatać, ale rozwijać przemysł i włączać się w nową rewolucję cyfrową, która zadecyduje o rozdaniu gospodarczym na najbliższe dekady. Polskie państwo dobrobytu to więc nie tylko wydatki społeczne, lecz także odpowiedzialna wizja tego, jak ma się rozwijać gospodarka. To również pewne wartości, bo my naszą politykę budujemy wokół rodzin, one stanowią punkt wyjścia naszej działalności. Eksperymentowanie zostawiamy populistom i ideologom. W sztuce rządzenia zideologizowane eksperymentowanie jest drogą na manowce. My twardo stąpamy po ścieżce rozwoju i normalności. Od poprzedników i dzisiejszych konkurentów politycznych różnimy się m.in. tym, że nasza polityka gospodarcza jest bardziej demokratyczna - jest adresowana do szerokich rzesz społecznych, przez to bardziej sprawiedliwa i równościowa. Dziś w Europie trzeba być silnym i gospodarczo, i tożsamościowo. Graczom z kompleksami, bez własnego zdania, grozi marginalizacja.
Skoro już mówimy o równych szansach, to jaka jest szansa na to, iż uda się wyrównać dopłaty rolników w UE?
- To jeden z naszych priorytetów. Chcemy, by na przestrzeni najbliższych lat dopłaty bezpośrednie dla polskich rolników były takie same jak te, które otrzymują ich odpowiednicy w zachodniej części Unii Europejskiej.
Czy to będzie proces stopniowego podnoszenia tych dopłat?
- Tak - chodzi o stopniowe wyrównywanie. To jest nasz plan i jednocześnie zadanie dla polskiego komisarza Janusza Wojciechowskiego. Jego powołanie świadczy o skuteczności naszej europejskiej polityki. Zatem nasze zapowiedzi powinny być traktowane jako wiarygodne. Chcę wierzyć, iż opozycja w tej sprawie będzie wspierać rząd, a nie umniejszać szanse Polski w Brukseli.
Dobrobyt obywateli zależy w dużej mierze od sytuacji finansowej państwa...
- ...a ta nigdy w III RP nie była tak dobra jak teraz. Proszę pokazać mi jakiś inny rok, w którym sytuacja budżetowa była tak korzystna - przypominam - mimo wydanych około 80 miliardów złotych rocznie na cele społeczne i inwestycje w polskie rodziny.
Jak na tę sytuację może wpłynąć spodziewane spowolnienie gospodarcze?
- Bierzemy je pod uwagę, mamy plan działania, ale na dziś trudno powiedzieć, z jak głębokim zjawiskiem możemy mieć do czynienia. Na razie nasza gospodarka radzi sobie wyjątkowo dobrze wobec spowolnienia w ogromnej części Unii. Eurostat właśnie opublikował dane za III kwartał i wynika z nich, że mamy najszybszy wzrost gospodarczy w całej UE, kwartał do kwartału. Podczas gdy w Europie gospodarka notuje słaby wzrost, u nas rozwija się 2-3 razy szybciej. To by świadczyło o tym, że nasz model gospodarczy daje rezultaty więcej niż przyzwoite. Oczywiście, jestem daleki od myślenia o naszej ojczyźnie jako o odseparowanej wyspie niemającej kontaktów z resztą świata. Tak nie jest. Mimo to jestem bardzo dobrej myśli, bo sygnały płynące z naszej gospodarki ciągle są pozytywne. Mamy bardzo dobre wyniki dotyczące eksportu, a jeśli tak się dzieje mimo spowolnienia, to oznacza, że jesteśmy coraz bardziej konkurencyjni, i to przy wzroście płac. Analizowałem ostatnio dane dotyczące produktywności i muszę z dumą powiedzieć, że nasza gospodarka w ostatnim roku i poprzednich trzech latach odnotowała najwyższy wzrost produktywności w Europie. I dodatkowe doświadczenie - podczas gdy na Zachodzie mamy do czynienia z rosnącymi nierównościami, u nas, przeciwnie, te nierówności się zmniejszają.
Prawo i Sprawiedliwość otrzymało ogromne poparcie na prowincji, bo mieszkańcy tych terenów docenili wysiłki na rzecz zmniejszania różnic społecznych. Ale w dużych miastach Państwa oferta nie spotkała się z tak przychylnym odbiorem. Być może dla tej części elektoratu priorytetem jest obniżanie podatków, a działania rządu na tym polu uznano za niewystarczające lub o nich nie słyszano.
- Powszechna obniżka podatku PIT z 18 do 17 proc. to około 16 miliardów złotych mniejsze wpływy do budżetu państwa. A korzyść dla ludzi. Powszechna korzyść. Z zerowym PIT-em dla młodych to już prawie 20 miliardów, a więcej niemal tyle, co pierwsza część 500 plus. Obniżki PIT nie było w Polsce od ponad dekady, a kiedy dodamy do tego „zerowy" PIT dla Polaków do 26. roku życia, to nigdy po '89 roku nie było tak dużych propracowniczych cięć w podatkach. Rzeczywiście było tak, że o 500 plus słyszeli wszyscy, a o obniżkach podatków najwyraźniej nie. A przecież objęły - jeśli dodamy do tego emerytów - 24 miliony Polaków. Ale pamiętajmy też, że obniżka podatku PIT ma inną funkcję niż świadczenie 500 plus. Ruch z obniżeniem PIT-u ma poprawiać sytuację Polaków na rynku pracy, stymulować wzrost wynagrodzeń. Obniżka podatku to wzrost dochodów netto dla ponad 20 milionów Polaków.
Panie Premierze, był pomysł likwidacji 30-krotności składki na ZUS. Przynajmniej na razie został odłożony do lamusa. Ale dlaczego nie proponują Państwo obniżenia składek na ZUS, chyba jednych z wyższych w Europie? Przecież to przede wszystkim na nie narzekają pracodawcy i szukają sposobów, by przed nimi uciec.
- Po pierwsze, polskie składki nie są najwyższe w Europie, lokują się w okolicach średniej. Po drugie, obniżyliśmy składki na ZUS dla najmniejszych przedsiębiorców, bo rzeczywiście akurat ta grupa była obciążona nimi proporcjonalnie więcej od większych firm. Po trzecie, wprowadziliśmy „pas startowy" dla nowych działalności gospodarczych, kiedy to przez pół roku od wystawienia pierwszej faktury nie trzeba w ogóle płacić składek na ZUS. Musimy jednak działać odpowiedzialnie. Deficyt w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych to dziś około 55 miliardów złotych. Za kilka lat będzie jeszcze wyższy. Każda obniżka to po prostu zwiększanie tego deficytu. Powiem nawet więcej - cały nasz deficyt w okolicach 3 proc. PKB, kiedy się pojawia, wynika właśnie z tego niekorzystnego bilansu w kasie FUS. Dzisiejsza piramida demograficzna jest dla Polski bardzo niekorzystna. Nasza gospodarka potrzebuje większej liczby pracowników. Dlatego tak ważne jest zachęcanie do powrotu naszych rodaków, którzy wiele lat temu opuścili Polskę. To już się powoli dzieje, Rodacy wracają. Równie ważne jest wzmocnienie rozwoju rodzin. Stąd decyzja o powołaniu pani Barbary Sochy na pełnomocnika rządu ds. demografii i utworzeniu Rady Rodziny. Chcemy przenosić do Polski najlepsze - małe i większe - inicjatywy prorodzinne, które sprawdzają się w innych krajach. I tworzyć nasze, oryginalne, polskie.
Pan Premier mówi o deficycie w FUS, to bardzo ważny argument. Ale jest też tak, że pracujący na umowę o pracę są bardzo mocno obciążeni ZUS-em, a ci na umowie o dzieło wcale. Byłoby sprawiedliwiej, gdyby obniżono składkę pierwszym, a wprowadzono drugim. Czy rząd myśli o takim rozwiązaniu?
- Ciągle myślimy o dobrych rozwiązaniach w systemie składek na ZUS, bo to w naszej polskiej rzeczywistości niezwykle ważna kwestia. Zaproponowaliśmy rozwiązanie sprawiedliwe, likwidację 30-krotności, bo rzeczywiście obecny model jest degresywny, przez co nie jest sprawiedliwy. Dziś mało i średnio zarabiający Polacy płacą składki na ZUS przez 12 miesięcy, a zarabiający dużo i bardzo dużo płacą te składki przez 7-9 miesięcy. To fair? Wątpię. Będziemy kontynuować konsultacje w tej ważnej sprawie.
Opozycja przedstawia swoje propozycje na sposób organizacji państwa i dysponowania wpływami do budżetu - zlikwidować urzędy wojewódzkie, a cały PIT pozostawić do dyspozycji samorządów województw. Co Pan na to?
- No pewnie, zlikwidować CBA, IPN, urzędy wojewódzkie, a przedtem - posterunki policji, polski przemysł, polskie rolnictwo. Na likwidowaniu opozycja zna się jak mało kto. W końcu dzielnie likwidowali przez 20 lat. My mamy diametralnie inne podejście. Państwo jest niedoskonałym, ale najlepszym wynalazkiem instytucjonalnym od początku historii człowieka. Każdy, kto chce osłabiać państwo - a przecież na przykład propozycje likwidacji urzędów wojewódzkich do tego się sprowadzają - zmniejsza bezpieczeństwo Polski. Ja jestem za budowaniem potencjału naszego państwa, a nie za jego osłabianiem! Co do samorządów, to mogę powiedzieć, że dzięki skuteczności Ministerstwa Finansów i Krajowej Administracji Skarbowej ich budżety zyskały ogromne dodatkowe środki. Zatem tylko ten argument powinien uzmysłowić głosicielom takich propozycji, że silne państwo to także zasobniejszy samorząd.
Pan Premier mówi o zwiększonych wpływach do budżetów samorządowych dzięki temu, że udało się poprawić ściągalność podatków w Polsce, a prezydenci największych miast piszą apele o przyznanie im dodatkowych pieniędzy z budżetu państwa, bo twierdzą, iż im nie starcza.
- W ciągu naszej pierwszej kadencji samorządy - dzięki poprawie ściągalności podatków, walce z mafiami - zyskały około 20 miliardów złotych z wpływów podatkowych PIT i CIT. Sama Warszawa... grubo ponad 1,5 mld złotych! A w ciągu ośmiu lat naszych poprzedników wszystkie samorządy zyskały zaledwie 12 miliardów złotych więcej. Zatem polityka rządu Prawa i Sprawiedliwości przyniosła władzom lokalnym ogromne korzyści. Kraków, Wrocław czy Poznań otrzymują dzięki temu 400-500 milionów ekstra. Wiem, że do dobrego człowiek przyzwyczaja się szybko, ale włodarze tych miast nie mogą tylko wyciągać ręki do rządu. Muszą sami zacząć racjonalnie gospodarować. Mogę zaapelować do mieszkańców dużych miast, by dopingowali swoich prezydentów do tego, żeby byli dobrymi gospodarzami. Zmniejszali biurokrację, nie tworzyli niepotrzebnych urzędów, zmniejszali koszty działania spółek miejskich - a są one ogromne! Tam są wielkie rezerwy. Bo jak na razie to mamy w wielu miastach Polski taką sytuację, że porażki mają być rządowe, a sukcesy - samorządowe. A wystarczy odpowiedzieć uczciwie na pytanie: z jakiej kasy przeznaczone zostało około 6 miliardów złotych - największa suma od kilkudziesięciu lat! - na remont i budowę dróg samorządowych? Z budżetu państwa. Z pieniędzy odzyskanych od mafii VAT i ze zmniejszania szarej strefy. Proste.
Panie Premierze, trudno nie odnieść wrażenia, że na skutek bardzo ostrych protestów niektórych środowisk sędziowskich i opozycji reforma wymiaru sprawiedliwości znalazła się w sytuacji patowej. Ale trudno także nie odnieść wrażenia, iż dziś celem wspomnianych przed chwilą grup jest nie tylko walka z formacją rządzącą, lecz po prostu sparaliżowanie państwa.
- Trudno przystać na takie praktyki - ich celem, świadomym bądź nie, jest wywołanie chaosu prawnego w całym wymiarze sprawiedliwości. Mam poważne wątpliwości, czy tego rzeczywiście chcą polscy obywatele. Naszym obowiązkiem jest przeciwdziałanie wszelkim posunięciom anarchizującym życie publiczne w kraju. Na pewno nie zgodzimy się na to, by jedni sędziowie kwestionowali prawomocność powołania innych sędziów. Szanowni Państwo, przecież wśród licznej rzeszy sędziów są i tacy, którzy zostali powołani w czasach komunistycznych. I choć nie uznajemy PRL za suwerenny byt państwowy, to nie kwestionujemy prawa tych sędziów do bycia sędziami. Choć coraz częściej takie pytania się pojawiają. Również o ich przywileje. Liczne przywileje sędziowskie. Jednak nie kwestionujemy ich powołania. Oczywiście życzylibyśmy sobie, by sędziowie w Polsce nie mieli doświadczeń z systemu komunistycznego, systemu niedemokratycznego, ale tak się potoczyła nasza historia. Ale naprawdę nie możemy zaakceptować podważania legalnie wyłonionych w wolnych wyborach władz Rzeczypospolitej do stanowienia prawa. Patologie sądownictwa widzi większość Rodaków. W Polsce zaufanie do sędziów deklaruje 46 proc. obywateli. To dwukrotnie mniej niż w Wielkiej Brytanii. Wielu sędziów ma pokusę, aby łamać jedną z zasad prawa rzymskiego „nemo iudex in sua causa" - nikt niech nie sądzi we własnej sprawie. Mój rząd trzyma się twardo innej rzymskiej zasady: „pacta sunt servanda" - umów należy dotrzymywać. My naszej umowy wyborczej z Polakami dotrzymujemy. Niezależność sędziowska nie może być niezależnością od polskiego państwa i społeczeństwa. A demokratyzacja wymiaru sprawiedliwości nie jest polską fanaberią, lecz europejskim standardem.
Pojawiły się informacje, że przygotowywane są zapisy prawne mające za zadanie uniemożliwić angażowanie się sędziów w politykę czy jawną walkę z władzą. Czy potwierdza Pan Premier te informacje?
- Tak, analizujemy ten temat i warto wykorzystać rozwiązania obecne w prawodawstwie francuskim oraz niemieckim. Tak na marginesie - w obu tych krajach liderzy dzisiejszych polskich protestów sędziowskich mieliby poważne problemy z dalszym funkcjonowaniem w swoim zawodzie. Ja nie akceptuję myśli, że Polska jest krajem drugiej kategorii. We Francji czy Hiszpanii brutalne interwencje policji i wieloletnie wyroki więzienia. Wyobrażacie sobie Państwo taką sytuację w Polsce? Jak wtedy reagowałaby Komisja Europejska? Podzielę się pewną refleksją: mam wrażenie, że ta protestująca część środowiska sędziowskiego nie docenia siły polskiej demokracji, naszej wielowiekowej tradycji wolnościowej. Gdy słucham czasami ich wypowiedzi, choćby o tej podobno wyższej kulturze politycznej i prawnej na Zachodzie, to zastanawiam się, czy nie powinni powrócić do lektury książek o historii Rzeczpospolitej. My naprawdę nie mamy się czego wstydzić, a wręcz możemy być wzorem dla innych narodów, bo tradycja wolności i tolerancji nie jest na Starym Kontynencie tak powszechna, jak by się mogło wydawać.
Czy jest szansa na nowe otwarcie z UE w sprawie praworządności?
- Liczę na to.
A może powinniśmy zapytać, czy takie otwarcie już się rozpoczęło?
- W jakimś sensie tak. Trudno jednak na tym etapie rozstrzygnąć, czy ono doprowadzi do zakończenia naszego sporu z Unią w tym obszarze. Mogę jednak z całą mocą powiedzieć, iż będziemy kontynuowali reformowanie wymiaru sprawiedliwości i liczymy na to, że pewne ideologiczne zacietrzewienie, które nie pozwalało dostrzec urzędnikom unijnym zalet i korzyści naszych działań, odejdzie do lamusa. Nieefektywne sądownictwo jest dziś kulą u nogi naszego rozwoju gospodarczego. Wszyscy powinniśmy mieć świadomość tego faktu. Nie może być tak, że sprawy mogą trwać 8, 10, a nawet 15 lat, kiedy mamy w Polsce ponad 10 tysięcy sędziów, czyli po Niemczech - najwięcej w Europie. Oczywiście Niemcy ludnościowo są ponad dwa razy większe od Polski. Gigantyczna nieefektywność. Warto zapytać, dlaczego.
Wypowiedzi prezydenta Francji na temat przyszłości NATO mogą napawać niepokojem o przyszłość Sojuszu.
- Odpowiedziałem panu prezydentowi Macronowi w wywiadzie na łamach „Financial Times". Zauważam też, że część państw członkowskich niedostatecznie angażuje się w sprawy Paktu i oczywiście na tej niechlubnej liście jest Francja, mówię to ze smutkiem. Polska jest na przeciwległym biegunie. Traktujemy obowiązki NATO bardzo serio i zdajemy sobie sprawę z niekwestionowanej wagi Sojuszu. Szczyt sprzed kilku dni pokazał dobitnie, iż mimo takich nieprzemyślanych głosów ta potężna organizacja ma się dobrze i stoi na straży pokoju na świecie. Pan prezydent Andrzej Duda jest niezwykle aktywny w działaniu na rzecz spójności NATO, wzmacniania bezpieczeństwa Polski, ale również całego naszego regionu. Jego misja sprzed kilku dni zakończona została ogromnym sukcesem - po rozmowie z prezydentem Turcji udało się panu prezydentowi uzyskać pełną zgodę na aktualizację planów kolektywnej i wzmocnionej obrony naszego państwa.
Pan Prezydent Andrzej Duda nieustannie przypomina Europie i światu o zagrożeniu ze strony Rosji, bo zdaje się, że są tacy, którzy woleliby o tym nie pamiętać i robić interesy z Moskwą nawet wówczas, gdy ona wysyła swych żołnierzy, by strzelali do ludzi na Ukrainie. Polska właśnie wypowiedziała Gazpromowi umowę gazową.
- Dziś, dzięki naszym rządom, można powiedzieć, że żyjemy w nowej epoce -jeszcze osiem lat temu mieliśmy wpaść w sidła Gazpromu na ćwierć wieku i płacić nawet za gaz, którego byśmy nie odbierali. Dziś stajemy się niezależni od Kremla. Wystarczyły determinacja, patriotyzm, sprawność podatkowa i dobry plan, by taka, jakże korzystna dla nas sytuacja, w końcu stała się faktem. To historyczna zmiana i zdecydowanie więcej niepodległości gospodarczej Polski.
Grupa Wyszehradzka okazała się niezwykle skuteczna podczas wyboru nowej KE. Udało się zablokować niekorzystną kandydaturę i zbudować poparcie wokół kandydatki z naszego punktu widzenia bardziej perspektywicznej. Takie sukcesy zazwyczaj cementują. W tym przypadku też tak jest?
- Sprawa wyboru nowej przewodniczącej KE to niejedyny nasz sukces, choć może najbardziej spektakularny. Mamy świadomość siły we współdziałaniu, a dodatkowo inne państwa członkowskie uznają nasz potencjał i staliśmy się podmiotem, a nie przedmiotem polityki unijnej. Grupa V4 uzyskała też zdolności magnetyczne - zaczęła przyciągać inne kraje, i to nas bardzo cieszy, bo zwiększa naszą skuteczność. Nie ma już uległości za uśmiechy i wspólne zdjęcia. Jest partnerstwo oparte na respektowaniu własnych interesów i wyznaczaniu wspólnych, a nie narzuconych celów.
Można odnieść wrażenie, że obóz rządzący kiepsko sobie radzi z kryzysami wizerunkowymi. Nawet gdy pojawiają się problemy, to pod presją opozycji decydujecie się na rozwiązania nieadekwatne do ewentualnych potknięć.
- Dopowiem: ale proporcjonalne do siły rażenia wspierających opozycję mediów. III RP broni swoich grup interesów. Broni swoich zdobyczy. O tych okolicznościach nie można zapominać. Ale coś jest w tym, o czym państwo mówią. Być może jednym ze źródeł tej słabości jest to, że my jesteśmy skupieni na realnej pracy, a nie na polityce wizerunkowej i sondażowej.
Prezes NIK wydał oświadczenie, że nie poda się do dymisji, ale może zrzec się immunitetu i będzie współpracował z instytucjami państwa, by wyjaśnić wszelkie wątpliwości wobec niego. Czy Pana Premiera satysfakcjonuje takie stanowisko?
- Prawem każdego jest wyjaśnianie wszelkich wątpliwości lub ewentualnie obrona przed sądem. Ale lepiej, aby nie czynił tego jako prezes NIK. Warto jednak przypomnieć jego rolę przy zwalczaniu mafii VAT i zbudowaniu Krajowej Administracji Skarbowej. To jest człowiek, który ma wielkie zasługi dla likwidowania patologii o monstrualnych rozmiarach. Prawo jednak nie przewiduje takiej sytuacji, jaka się wytworzyła obecnie. I takiej zresztą, jaka miała miejsce już w czasach poprzedniego prezesa NIK, wybranego przez Platformę Obywatelską. Ale my chcemy stosować prawo jednakowo wobec każdego. Marian Banaś nie jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości. W interesie państwa, a także w interesie prezesa NIK, jest szybkie wyjaśnienie sprawy.
A jeśli prezes NIK nie poda się sam do dymisji?
- Rozważamy rozwiązania natury prawnej, które pozwoliłyby zakończyć tę sytuację. Sytuację niekorzystną dla prestiżu NIK i wizerunku państwa. Będą one najpewniej wymagały współpracy z opozycją. Z dotychczasowych deklaracji wynika, iż nie ma tam takiej woli. Ze zależy jej bardziej na konserwacji problemu, który można wykorzystać przeciwko PiS i przeciwko państwu polskiemu, niż na jego rozwiązaniu. Ja jednak liczę na to, że prezes NIK podejmie decyzję, której był już blisko i która pozwoli spokojnie wyjaśnić wszelkie wątpliwości.
Pan Premier poparł ideę budowy monumentalnego upamiętnienia zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej i triumfu nad bolszewikami. Władze stolicy wydają się niezbyt przyjaźnie nastawione do tego pomysłu.
- Rozmawiałem na ten temat z panem premierem Piotrem Glińskim i otrzymałem sygnał, że uda się wokół tej wyjątkowej sprawy zbudować porozumienie. Wspólna komisja konkursowa zaczęła pracować sprawniej i do lutego powinno nastąpić rozstrzygnięcie konkursu na projekt upamiętnienia Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Chciałbym, by było ono w swej formie adekwatne do skali odniesionego zwycięstwa. Do wagi tego zwycięstwa dla historii Europy, nawet świata. Tak jak państwo powiedzieli - monumentalne. Obroniliśmy wtedy nie tylko Polskę, lecz także Europę przed bolszewicką czerwienią. Co do konieczności i tak spóźnionego uczczenia chwały naszych przodków nie powinno być żadnego sporu. Na ten sukces 1920 roku pracowały wówczas zgodnie wszystkie formacje polityczne. Historia Bitwy Warszawskiej i całej wojny z bolszewikami jest nie tylko naszą dumą, ale i spoiwem. Ta rocznica to nie powód do kolejnych kłótni, lecz kulturowy kapitał, pokazujący najlepiej przynależność Polski do cywilizacji zachodniej i chrześcijańskiej.
Źródło: Gazeta Polska