- Zmiany w rządzie to zabieg w istocie techniczny, mający jednak wobec koalicyjnego charakteru naszych rządów także pewien aspekt polityczny. Nie chodzi o żadną wielką reformę dla reformy, ale większą sprawność rządzenia i działania - powiedział Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński dla tygodnika „Sieci”.
Jeżeli nic nadzwyczajnego się nie zdarzy, to przed pana obozem politycznym trzy lata rządzenia. Jak zostaną wykorzystane, co powinno być ich efektem ? Więcej szarpnięcia cuglami czy dążenia do uspokojenia sytuacji?
J.K.: Jest jeden podstawowy cel, jaki narzuca nam sytuacja: wyjść obronną ręką z kryzysu gospodarczego, który dzisiaj ma charakter światowy. Na razie w Polsce nie wygląda to najgorzej, ale diabeł nie śpi, na laurach spocząć nie można. Tym bardziej że lepsza niż w wielu innych państwach europejskich sytuacja to wynik ciężkiej pracy i dobrej polityki gospodarczej. Trzeba nadal działać, iść w tym kierunku, ale też o tych wynikach mówić, bo niestety do znacznej części społeczeństwa wciąż dociera wyłącznie negatywny przekaz, że wszystko jest źle. To przekaz kontrfaktyczny i niesprawiedliwy.
Odrzuca pan każdą krytykę?
J.K.: Oczywiście nie, bo nie jest tak, że my nie popełniamy błędów, że zawsze wszystko jest pod każdym względem dobrze. Tak nie jest nigdzie. Nie twierdzę też, że nie można sobie wyobrazić rządu lepszego niż nasz, ale uważam ten obecny za będący na bardzo przyzwoitym poziomie. A pamiętamy wszyscy, że lepsze jest wrogiem dobrego, tak że wiele bym nie zmieniał.
W tej chwili toczą się jednak rozmowy koalicyjne o zmianach w układzie rządowym.
J.K.: Chodzi przede wszystkim o zmiany techniczne, organizacyjne, by był on jeszcze sprawniejszą strukturą, by decyzje podejmowano szybciej. To szczególnie ważne w obecnej sytuacji, gdy walczymy z kryzysem gospodarczym. Dotychczas pojawiały się sprawy, którymi zajmowano się jednocześnie w trzech ministerstwach. Każdy, kto trochę się zna na zarządzaniu, wie, że to musi powodować konflikty, nieporozumienia, wydłużać czas podejmowania decyzji. A często bywa i tak, że kiedy decyzja zapadnie, obciążona jest elementami nie merytorycznymi.
Emocje społeczne wokół epidemii są duże. Dlaczego świat zareagował tak radykalnie, zamykając się na moment niemal zupełnie? Czy nie była to reakcja za mocna? Dziś także nowy minister zdrowia Adam Niedzielski mówi, że kolejnego lockdownu nie będzie.
J.K.: Prawdopodobnie reakcja świata była nieco przesadna, ale proszę pamiętać, że dziś mamy dużo więcej informacji o tym wirusie, który według ekspertów jednak łagodnieje, choć przecież mógł się stawać groźniejszy. Społecznie nie było jednak innego wyjścia niż podjęcie wszelkich możliwych środków ostrożności. Bez nich zachorowań byłoby kilkakrotnie więcej, a za tym idąc, przypadków śmierci także, zapewne w grupach najbardziej narażonych, najsłabszych. Wtedy reakcje mogłyby być zupełnie inne. Dla większości pokoleń to pierwsze tego typu masowe doświadczenie. Za nami kilka dekad bez epidemii. Z własnego dość wczesnego dzieciństwa pamiętam strach rodziców przed zarażeniem chorobą Heinego-Medina, porażeniem dziecięcym, które jest straszliwą chorobą zakaźną. Jeżeli nie zabija, to czyni ludzi kalekami. Amerykanie dostarczyli wtedy szczepionkę, zresztą wynalezioną przez Polaka Hilarego Koprowskiego, i całymi szkołami wszyscy szli, żeby się szczepić. I niebezpieczeństwo minęło, jak ręką uciął. Ale to pamiętają już tylko starsi Polacy. Poza tym dzisiaj są inne mechanizmy informacyjne, zupełnie inaczej ludzie się komunikuj ą. Gdyby 30 lat temu ktoś pokazał mi taki smartfon, jakie tu leżą przed nami i jakie ma niemal każdy, uznałbym go za przybysza z kosmosu. I nie tylko ja. To też ma swoje konsekwencje.
Czy w tym trzyleciu wchodzą w grę jakieś zasadnicze kolejne szarpnięcie reformatorskie ? Wymienia się tu edukację, energetykę, rynek medialny.
J.K.: Wchodzi w grę, i to dosyć szybko. Ład medialny wymaga naprawy, uporządkowania, bo w tej chwili mamy stan w istocie kolonialny. Trzeba to koniecznie zmienić i to jest oczywiste. Konieczna jest także dalsza reforma sądownictwa, choć są tu różne poglądy i koncepcje, jak to zrobić. Na pewno niezbędne jest wyciągnięcie wniosków z tego, co się działo w okresie pandemii w służbie zdrowia, wdrożenia zmian, które się po tym czasie narzucają. Również oświata jest zadaniem państwa, które powinno być lepiej realizowane. To zadanie szczególne, bezpośrednio związane z kształtowaniem narodu, nie można się bać tego określenia ani obrony przed zagrożeniami. W dzisiejszym kształcie oświaty wywiązywanie z tych zadań jest bardzo trudne.
Okres po wyborach prezydenckich charakteryzuje ostry spór światopoglądowy, nie tylko w Polsce. Jak obóz rządzący zamierza się odnieść do tego, co wielu wyborców konserwatywnych albo po prostu umiarkowanych odbiera jako narastającą agresję ze strony radykalnych środowisk lewicowych, próbę rozhuśtania nastrojów, zdominowania debaty publicznej? Będziecie z tym walczyć?
J.K.: Ci, którzy nie walczyli - przykładów z Europy nie brakuje - przegrali. Ja ręki do tego, żebyśmy przegrywali z tym, co uważam za zagrażające samym fundamentom naszej cywilizacji, nie przyłożę. Jest to bowiem cywilizacja, jak to mówił mój śp. brat Lech Kaczyński, najbardziej życzliwa człowiekowi w dziejach świata. Z tym nurtem, który dzisiaj tak atakuje, walczyć trzeba - choć rozumnie. Rozumnie nie znaczy, że nie walczyć albo walczyć z jakąś niebywałą łagodnością czy bez gotowości użycia wszystkich środków, którymi dysponuje państwo w obronie prawa. Jestem tu zdecydowanie jednoznaczny i odrzucam próby wmawiania nam, co niekiedy następuje także ze strony Solidarnej Polski, że mamy tu jakieś zasadniczo inne poglądy. Może czasem w sprawach taktycznych myślenie jest inne, ale co do istoty sprawy - nie. Jestem za tym, by aktywnie przeciwstawiać się tym zagrożeniom dla naszej cywilizacji, bo doświadczenia bierności pokazują zawsze ten sam efekt.
Pytania dotyczące postawy Zjednoczonej Prawicy wobec tzw. wojny kulturowej są tym mocniejsze, im częściej wybija ona na pierwszy plan hasła podnoszenia jakości życia, wzrostu gospodarczego, gonienia Zachodu. Pojawia się obawa, że celem jest miękka chadecja bez twardego rdzenia ideowego. Jak widzi pan relację pomiędzy tymi dwoma nurtami programowymi - ideowym i gospodarczym ?
J.K.: Tu nie ma żadnej sprzeczności, to nie jest przeciwstawne. Jeżeli już szukać jakiegoś połączenia, to w tym, iż te obecne ataki, w dużej mierze chuligańskie, te profanacje i prowokacje, mają służyć w oczach niektórych do znalezienia pretekstu do odebrania nam dużych pieniędzy, które wynegocjowaliśmy w ramach budżetu unijnego na kolejne lata. Wiadomo, że w tym świecie zarzut homofobii, a nawet się już mówi o transfobii, brzmi niemalże jak kiedyś zarzut nazizmu. My ani z jednym, ani z drugim nie mamy nic wspólnego, ale mamy prawo bronić fundamentów naszej cywilizacji.
Czy opozycja nie ma takiego właśnie pomysłu na przejęcie władzy - wojna kulturowa, tęczowy sztandar?
J.K.: Jasne, że ma. Już nawet Lech Wałęsa pod tym sztandarem się ustawia... Jak przypomnę, o co on mnie kiedyś oskarżał, sądząc, że wbija mi tym osinowy kołek w serce [śmiech]... Jak widać, Wałęsa ewoluuje.
Całość wywiadu do przeczytania w najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”.