- Kolejny raz instytucje UE wybiegają przed szereg. Groźba nałożenia sankcji jest chwytem czysto retorycznym. Jestem przekonana, że pomiędzy Sejmem, Senatem a Prezydentem, bez pomocy z zewnątrz, zostaną wypracowane w pełni satysfakcjonujące rozwiązania - powiedziała Europoseł PiS Jadwiga Wiśniewska w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
Timmermans powiedział, że Komisja Europejska jest bliska uruchomienia art 7. Traktatu o UE. Tym samym artykułem straszy także Donald Tusk. To tzw. opcja atomowa, na końcu której kraj może być objęty sankcjami. Jak Pani to komentuje?
- Kolejny raz unijne instytucje wybiegają ze swoimi opiniami przed szereg. Prace nad zmianami w ustawach o SN i KRS są obecnie w toku, a projekty nie są obowiązującym w Polsce prawem, z czego unijni urzędnicy - samozwańczy eksperci ds. praworządności - doskonale powinni zdawać sobie sprawę. Jak słusznie zauważył dziś minister Witold Waszczykowski, dopóki prace legislacyjne są w toku, Komisji Europejskiej nie należą się żadne wyjaśnienia.
Co grozi Polsce w wypadku uruchomienia tej procedury?
- Nic, ponieważ groźba nałożenia sankcji w oparciu o art. 7 jest chwytem czysto retorycznym. Wymagałoby to jednomyślnej decyzji pozostałych państw członkowskich. O tej zaś nie ma mowy: Węgry wielokrotnie podkreślały, że nie zagłosują przeciw Polsce.
Grzegorz Schetyna mówi nawet o wyprowadzeniu Polski z UE, Timmermans zdecydowanie powiedział, że Polska z Unii nie wyjdzie. Dlaczego zatem chce Polskę ukarać?
- Proszę zwolnić mnie z prób zrozumienia logiki stojącej za zachowaniem wiceprzewodniczącego Timmermansa. To polityk, który skompromitował się już tyle razy, że na szczeblu krajowym zostałby odwołany przynajmniej kilkukrotnie. Jeśli jego osobistą ambicją stało się udowodnienie, że Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości jest państwem prawa, mogę tylko współczuć tego, jak bardzo oderwał się od rzeczywistości.
Jak taka interpretacja awantury wokół noweli ustawy o KRS i SN wpłynie na wizerunek kraju na arenie europejskiej?
- Wszystko, co dzieje się wokół reformy sądownictwa w Polsce, jest bardzo mocno osadzone w naszym przywiązaniu do demokracji. Burzliwe debaty parlamentarne, demonstracje obywateli, aktywna postawa prezydenta — to wszystko bardzo ważne elementy procesów demokratycznych. Jestem przekonana, że pomiędzy Sejmem, Senatem a prezydentem — bez pomocy z zewnątrz — zostaną wypracowane w pełni satysfakcjonujące rozwiązania. Liczę na to, że będą one dowodem na to, że Polska jest państwem, które nie boi zmierzyć się z nękającymi ją problemami, nawet wtedy, gdy wymagają one trudnych decyzji.
Jak ocenia Pani skargi opozycji do instytucji unijnych?
- Z pewnością im częściej wewnętrzne sprawy państw członkowskich stają się przedmiotem zainteresowania unijnych instytucji, tym gorzej — również dla samej UE. Niepotrzebnie odwraca to uwagę od realnych problemów, przed jakimi stoi teraz Stary Kontynent. Z tej perspektywy działania polskiej opozycji totalnej, która wszelkimi sposobami i za wszelką cenę stara się wyszarpać choćby strzępki poparcia, to zachowanie podwójne szkodliwe. Nie tylko osłabia pozycję międzynarodową Polski, lecz także uderza w wewnętrzną spójność UE. Nie na tym polega patriotyzm.
Jakie stanowisko wobec gróźb Timmermansa powinien zająć polski rząd?
Takie samo, jak dotychczas - otwarte na dialog. Jestem przekonana, że jeśli Komisarz Timmermans przedstawi swoje stanowisko wobec reformy polskiego sądownictwa, rząd rzeczowo się do niego odniesie. Rzeczowo, czyli opierając się na oficjalnym stanowisku KE, nie zaś na doniesieniach medialnych i politycznym lobbingu. Po cichu liczę też na to, że może któregoś dnia ta nowa jakość zapanuje też na brukselskich korytarzach.
Jak Pani tłumaczy tę sytuację innych europosłom, jeśli pytają o sytuację w kraju?
Przede wszystkim ze spokojem: w Polsce nie dzieje się bowiem nic, co powinno ich niepokoić. Jeśli chodzi o powoływanie sędziów Sądu Najwyższego, podobne rozwiązania obowiązują też w innych państwach Europy Zachodniej.