- Do tej pory nie mieliśmy żadnej polityki historycznej w zakresie ochrony dobrego imienia Polski i prawdy historycznej. (…) Było wielu Polaków, którzy udzielali pomocy Żydom. Pamiętajmy, że ryzyko było ogromne, bo nie było to wyłącznie ryzyko osobiste, lecz ryzyko dotyczące całej rodziny, także dzieci. Mimo wszystko ludzi, którzy je podejmowali, było bardzo dużo. Nam chodzi jedynie o to, by cały ten kontekst uwzględniać - powiedział Prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z tygodnikiem „Do Rzeczy”.
Strona izraelska podnosi dziś, że przepisy ustawy powinny być bardziej precyzyjne i że to można było wcześniej uzgodnić. Może gdyby nasza dyplomacja lepiej działała, całego zamieszania dałoby się uniknąć?
- Cały ten spór między Polską a Izraelem nie dotyczy wyłącznie sformułowania o „polskich obozach" i to wyszło także w ostatnich rozmowach, tych nieco mniej znanych opinii publicznej. Przecież jeśli chodzi o mordy dokonywane przez Polaków na Żydach, nie przeczymy, że one miały miejsce, ale w przeciwieństwie do strony izraelskiej twierdzimy, że nie miały charakteru systemowego. Polskie Państwo Podziemne starało się pomagać w ramach możliwości, rząd na Zachodzie alarmował, żadna organizacja podziemna nie wydawała rozkazów, nie dawała przyzwolenia, więc oskarżenie strony izraelskiej jest całkowicie bezpodstawne i myje kategorycznie odrzucamy. Polska międzywojenna gwarantowała, przy wszystkich swoich ułomnościach, żyjącym tu narodom bezpieczeństwo. To upadek tamtej Polski otworzył drogę do ludobójstwa zarówno na Żydach, którzy byli najbardziej intensywnie i bezpośrednio niszczeni, jak i na Polakach, Białorusinach czy Ukraińcach. Nie możemy ograniczyć się tylko do zapisów o „polskich obozach", bo to otworzyłoby drogę do kolejnych bezpodstawnych oskarżeń, już przecież padają liczby setek tysięcy rzekomych zbrodni Polaków. Musimy się przed tym bronić. I będziemy.
Dlaczego nie potrafimy zbudować opowieści o naszej historii, którą moglibyśmy sprzedać światu, tak jak robi to Izrael?
- Przez lata nie mieliśmy żadnej polityki historycznej, nie robiliśmy tego, co należało, czyli nie odwoływaliśmy się do złego sumienia zachodnich sojuszników. Pamiętam, jak w 1991 r. wicekanclerz i minister spraw zagranicznych Austrii, jeden z nielicznych wtedy na Zachodzie życzliwych nam polityków, radził mi, byśmy wykorzystywali to, że zachodnie kraje mają wobec nas nieczyste sumienie. Mówił, że to potężna broń w polityce. Tymczasem u nas zaczęto wzbudzać wyrzuty sumienia, ale u Polaków. To było coś fatalnego. Teraz jesteśmy na początku kontrofensywy.
Kontrofensywa nie zaczyna się najlepiej, w świat właśnie idzie zmasowany przekaz, że Polska chce karać za mówienie prawdy o Holokauście. Siła narracyjna środowisk żydowskich jest nieporównywalnie większa od naszej.
- Proszę pamiętać, że nawet w trakcie ostatnich wydarzeń pojawiły się korzystne z naszego punktu widzenia oświadczenia szefa niemieckiego MSZ Sigmara Gabriela, który wprost stwierdził, że pełną winę za Holokaust ponoszą Niemcy, nie naziści, tylko Niemcy. Było także ważne oświadczenie Mosze Arensa, byłego ministra spraw zagranicznych i wielokrotnego ministra obranym Izraela, osoby bardzo ważnej w izraelskiej polityce. Arens wprost mówi, że polskie podziemie broniło Żydów w czasie wojny, a polski rząd na uchodźstwie był jedyny, który im pomagał. Do tego wszystkie poważne media na świecie, nawet atakując nas za ustawę, jednocześnie przyznawały, że nie było żadnych „polskich obozów śmierci". To niemało, tego wcześniej nie można było nigdy uzyskać.
Czy zjawisko, które obserwujemy, można nazwać antypolonizmem?
- Tak, oczywiście. Antypolonizm jest dziś zjawiskiem bardzo groźnym, jeśli nie najgroźniejszym z punktu widzenia interesów naszego kraju. Oskarżanie nas o niestworzone rzeczy, zapominanie, że byliśmy pierwszym krajem, który zbrojnie przeciwstawił się hitleryzmowi i Niemcom, i że na Polakach dopuszczano się potwornych zbrodni, które też miały charakter ludobójstwa, to stawianie sprawy na głowie. Pamiętam, jak kiedyś ambasador Lewandowski na jednym z wykładów powiedział, że Amerykanie, którzy dziś są dorośli, wiedzą, że Żydów wymordowali Niemcy, ale ci, którzy właśnie przychodzą na świat, będą przekonani, że to byli Polacy. Było to jakieś 30 lat temu. I rzeczywiście, gdy niedawno w badaniach na Uniwersytecie Kalifornijskim pytano, kim byli naziści, duży procent studentów odpowiadał, że Polakami.
Opozycja wytyka, że konflikt z Izraelem i USA to kolejne fronty, które PiS otwiera na arenie międzynarodowej, i że Polska traci na tym już nie tylko wizerunkowo.
- Opozycja coś musi mówić i łączy sobie różnego rodzaju incydenty i zjawiska o zupełnie innym charakterze i wadze w jedną całość. Tymczasem polityka „brzydkiej panny bez posagu" to najgłupsze, co od czasów „Polska nierządem stoi" powiedziano w polskiej polityce. To właśnie ta polityka przynosiła rezultaty, że jesteśmy wszystkiemu winni, nic nam się nie należy, mamy być ciągle wdzięczni, mamy cicho siedzieć. Walczymy o to, by to się zmieniło, trzeba też zmienić ludzi i ich mentalność po polskiej stronie.
Czy do tych wyborów, które chciałby pan przekonywająco wygrać, PiS pójdzie z Mateuszem Morawieckim jako kandydatem na premiera?
- Sądzę, że jeśli jakiś grom z jasnego nieba nie spadnie, to tak Mam nadzieję, że nie spadnie, bo bardzo sobie cenię Mateusza Morawieckiego. Chociaż jest w polityce świeży, to dobrze sobie radzi. Sprawdza się, jest bardzo pracowity, nabiera doświadczenia.
Całość wywiadu dostępna w najnowszym wydaniu tygodnika "Do Rzeczy".