- Polska to przepiękny kraj dla nas wszystkich, bez względu na poglądy. Wszyscy też się chyba zgadzamy, że państwo polskie wciąż wymaga naprawy, i to w wielu obszarach. Bardzo mi zależy, żebyśmy przyjęli prostą zasadę: wszystko, co robimy wewnątrz kraju, ma służyć naszym obywatelom, a wszystko, co robimy na zewnątrz, ma służyć interesowi Rzeczpospolitej - powiedział Premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla tygodnika „Gość Niedzielny”.
Ma Pan opinię technokraty, zimnego bankowca. Czy słusznie?
- Radykalny wizerunek to zawsze trochę droga na skróty. Mnie ukształtowało w ogromnym stopniu to, co do 1989 r. działo się w moim życiu, w życiu mojej rodziny, naszego środowiska Solidarności i Solidarności Walczącej oraz w Polsce. I każdy, kto zna mnie trochę lepiej, niż wyłącznie z mediów, dobrze o tym wie. Nie ma dla mnie ważniejszego społecznie wyzwania niż przywracanie polskim rodzinom godnego życia i bezpieczeństwa finansowego. Nie można prowadzić głębokich reform, przebudowy państwa, traktując społeczeństwo, a zwłaszcza jego słabszą, mniej zamożną część, jak piąte koło u wozu. Przez ponad 25 lat polskie elity bardziej interesowały się sytuacją na giełdach zagranicznych niż kondycją polskich rodzin. Pamiętajmy też o słowach kard. Wyszyńskiego, który twierdził, że człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za to, jakie uczucia przejawia wobec innych, ale także za te, które u nich wzbudza.
Jakie emocje u innych chce wzbudzać Premier Morawiecki?
- Oczywiście pozytywne. Ale zdaję sobie sprawę z wysokiej temperatury sporów i wysokiej, moim zdaniem za wysokiej, amplitudy podziałów politycznych w Polsce. Podczas expose powiedziałem, że będę się starał, aby rząd Zjednoczonej Prawicy był rządem zjednoczonej Polski.
Co to oznacza?
- Wiemy, że Polska to przepiękny kraj dla nas wszystkich, bez względu na poglądy. Wszyscy też się chyba zgadzamy, że państwo polskie wciąż wymaga naprawy, i to w wielu obszarach. Bardzo mi zależy, żebyśmy przyjęli prostą zasadę: wszystko, co robimy wewnątrz kraju, ma służyć naszym obywatelom, a wszystko, co robimy na zewnątrz, ma służyć interesowi Rzeczpospolitej. Dobro wspólne wymaga pracy, ale przede wszystkim wymaga współpracy. Czasem ponad podziałami politycznymi. Wtedy emocje w życiu publicznym są budujące, a nie destrukcyjne. Chciałbym poszerzać przestrzeń naszego dobra wspólnego przez wymianę argumentów, a nie ciosów.
W expose zapowiedział Pan walkę z przemocą. Czy podziela Pan diagnozę postawioną w konwencji przemocowej, która twierdzi, że źródłem agresji wobec kobiet i dzieci są nierówności płci i role kulturowe narzucane przez tradycje, a więc także Kościół katolicki?
- Nie zgadzam się z taką opinią. Do przemocy nie dochodzi tam, gdzie występuje dbałość o więzy rodzinne, o normalny dom, gdzie panuje miłość. Przemoc pojawia się częściej w związkach nieformalnych, a nie tych usankcjonowanych prawnie. Dlatego nie chciałbym, aby ta szkodliwa ideologia, jaką jest gender, przykryła realny problem przemocy domowej wobec dzieci i kobiet. Nie można na krzywdę najsłabszych, bezbronnych patrzeć przez ideologiczne okulary, ale też nie można zamykać na nią oczu. Bardzo dużo się na to sam napatrzyłem przez kontakty z podopiecznymi domów dziecka. Dla mnie ta sprawa jest absolutnym priorytetem, nie ma naszej zgody na tę patologię. Dlatego już teraz zaczęliśmy przyjmować odpowiednie ustawy zaostrzające dolną granicę kary za gwałt, brutalną przemoc, zwłaszcza wobec nieletnich.
Komisja Europejska uruchomiła wobec Polski art. 7 traktatu unijnego. Uzasadniła tę decyzję zagrożeniem dla praworządności w naszym kraju, m.in. z powodu reformy sądownictwa. Jak Pan skomentuje stanowisko komisji?
- W Polsce nie jest naruszana praworządność. Reformy polskiego wymiaru sprawiedliwości prowadzą do zwiększenia niezależności sądownictwa i jakości wydawanych wyroków. Procesy potrafią trwać 10 lat w I instancji, a stosunek kary do popełnionego przestępstwa w bardzo wielu przypadkach ma niewiele wspólnego ze sprawiedliwością. Nie może być tak, że parlamentarzysta przyłapany na gorącym uczynku, gdy bierze wysoką łapówkę, zostaje uniewinniony przez sąd II instancji. Nie może być tak, że znana okulistka, córka byłego I sekretarza KC PZPR, bierze od pacjentów prawie 400 tys. zł, a sąd nazywa to „nieformalną opłatą" i ją uniewinnia. Nie może być tak, że trzech bandytów morduje bezbronnego chłopca i dostaje paroletnie, śmiesznie niskie wyroki i grozi jeszcze rodzinie zamordowanego. Świat staje na głowie. Nie może być wreszcie tak, że wyrok za gwałt to kara 2 lat w zawieszeniu, a pokrzywdzona doznaje krzywdy nie tylko od sprawcy, ale też od sądów wszystkich instancji, z Sądem Najwyższym włącznie. Prawu musi towarzyszyć sprawiedliwość, a w Polsce wyroki bardzo często są jej pozbawione.
Całość wywiadu dostępna w najnowszym wydaniu tygodnika „Gość Niedzielny”.