Chcemy, by Polakom żyło się lepiej

- Prawo i Sprawiedliwość potrafi skutecznie rządzić. Jesteśmy wrażliwi społecznie, chcemy, by zwykłym Polakom, zdecydowanej większości społeczeństwa, żyło się lepiej niż dotąd. Zrobiliśmy wiele w tym kierunku i wiele jeszcze zrobimy - powiedział Prezes PiS Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Tygodnika Sieci.

Do wyborów parlamentarnych zostało niewiele ponad dziewięć miesięcy. Jak dziś, w pana ocenie, wyglądają szanse Prawa i Sprawiedliwości, a szerzej: Zjednoczonej Prawicy, na odnowienie mandatu do rządzenia Polską?

- Te szanse są bardzo duże, choć w takich sytuacjach nigdy nie można mieć stuprocentowej pewności. Kluczowe będą mobilizacja partii oraz odpowiednia polityka państwa, potwierdzająca naszą wiarygodność. Chodzi o wiarygodność w wymiarze odnoszącym się do skutecznej polityki gospodarczej, finansowej, także do tego wszystkiego, co z tego wynika, a więc polityki społecznej, placowej itd. Będzie dobrze, jeśli zdołamy dotrzeć do społeczeństwa z tą podstawową prawdą, że umiemy skutecznie rządzić; że jesteśmy wrażliwi społecznie; że chcemy, by zwykłym Polakom, zdecydowanej większości społeczeństwa, żyło się lepiej niż dotąd; że zrobiliśmy wiele w tym kierunku i wiele jeszcze zrobimy. Ważne też, by społeczeństwo wiedziało, że odwołujemy się do takich wartości, które tworzą realnie polską wspólnotę. Bo my tej wspólnoty nie chcemy niszczyć, nie chcemy przeprowadzać całkowicie sztucznej, w istocie zewnętrznej, rewolucji w sferze moralnej, w sferze odnoszącej się również do kształtu społeczeństwa, w tym do rodziny, a więc - jak wskazują wszelkie badania - wartości najwyżej przez Polaków cenionej. To wszystko powinno ogromną część wyborców do nas przekonać i to powinno wystarczyć do utrzymania większości w Sejmie. Będzie to zapewne wymagało wyniku lepszego niż ten uzyskany w poprzednich wyborach. Sądzę, że na taki lepszy wynik zasłużyliśmy.

Czy obecny układ personalny, mam na myśli przede wszystkim rząd, utrzyma się do wyborów?

- Tak. Jestem przekonany, że nie ma na horyzoncie niczego, co mogłoby stanowić dla rządu rzeczywiste zagrożenie, jeśli - rzecz jasna - odwołamy się do faktów, a nie do nadinterpretacji lub rzeczy wręcz wymyślanych.

Czy nowa partia Roberta Biedronia - Wiosna - może istotnie zmienić krajobraz polityczny?

- Bardzo trudno przewidzieć, co z tego będzie. Bywało tak, że partie zaczynały od wysokich sondaży, a później miały dużo mniej albo szybko ginęły. Doświadczenie z wyborów 2011 i 2015 r. pokazuje, że takie ruchy mogą uzyskać pewien sukces. Wiosna zagraża przede wszystkim Platformie, a także w pewnej mierze Kukizowi, który - jeśli chce przetrwać - musi ruszyć do ofensywy.

Czy tragedia w Gdańsku, śmierć prezydenta Adamowicza, powinna przynieść jakąś zmianę atmosfery w kraju?

- Odrzucam pojęcie „mowy nienawiści", które przy tej okazji próbuje się wprowadzać. To pojęcie, za pomocą którego próbuje się wprowadzić jednostronną cenzurę dotyczącą tylko prawicy. Można grać „Klątwę", można wzywać do zamordowania mnie, a nie można, w skrajnych przypadkach, cytować Pisma Świętego. Owszem, jest w Polsce coś takiego jak „sianie nienawiści". To się zaczęło w 1990 r., gdy powstało Porozumienie Centrum, od razu brutalnie zaatakowane. My nigdy nie sialiśmy nienawiści. My jedynie przedstawialiśmy naszą diagnozę sytuacji w Polsce, dziś dość powszechnie zaakceptowaną i potwierdzaną przez licznych badaczy. Czasem się zdarzało, że dosadnie.

Opozycja siała apele o wzajemny szacunek, ale teraz zachęca wręcz np. do nagonki na dziennikarzy TVP. A niektóre bojówki, bo tak to już można nazwać, działają coraz śmielej, czują się bezkarne.

- W Polsce trzeba doprowadzić do sytuacji, w której po prostu działa prawo. Dziś to często fikcja, w głównej mierze przez postawę sądów. Nie może być tak, żeby przejść się Krakowskim Przedmieściem albo odwiedzić grób brata, muszę mieć pozwolenie Obywateli RP. A sędziowie najwyraźniej to akceptują, bo stawiają zarzuty nadużycia prawa policjantom, którzy wyciągali ludzi spod samochodów blokujących dojazd. To są szczyty absurdu i objawy demonstracyjnego lekceważenia prawa. Do tego doszedł teraz atak na dziennikarkę, kobietę, co czyni sprawę szczególnie bulwersującą. Mamy do czynienia ze zdziczeniem, które wyrasta z bezkarności. Stare kierownictwo Sądu Najwyższego może sobie pogratulować, może sobie „przybić piątkę". Będziemy dalej pracować, by odbudować państwo prawa, ale wcześniej musimy zostać społecznie zweryfikowani.

Niektórzy politycy opozycji sięgnęli niedawno po metaforę mamuta lub dinozaura, którego nie można zabić frontalnym atakiem, ale który konsekwentnie obrzucany kamieniami w końcu pada. Tym mamutem/dinozaurem jest w tym ujęciu oczywiście PiS. Widać nadzieję, że liczne ataki jednak odkładają się w świadomości społecznej i przyniosą zmianę władzy.

- Na razie to wszystko odkłada się dość słabo. Oczywiście nie mogę wykluczyć, że obok rzucanych kamieni pojawi się proca lub że zaczną kopać doły. My jednak jesteśmy zaprawieni. Niedługo minie 30 lat od chwili, gdy zaczęto i mnie osobiście, i całe nasze środowisko, bardzo ostro atakować.

Czyli PiS to dinozaur z grubą skórą?

- PiS to prawdziwy pancernik, bo przecież są takie zwierzęta. Można powiedzieć, mamutopancernik [śmiech].

Całość wywiadu dostępna w najnowszym Tygodniku Sieci.

Lista aktualności